Maria Machera domaga się od Szpitala Bielańskiego 5 tys. zł zadośćuczynienia za doznane krzywdy
– Ja naprawdę sobie to wszystko dobrze przemyślałam. Nie porywałabym się na te wszystkie procesy, gdybym choć trochę czuła się winna – mówi 'Gazecie’ Maria Machera. – Każda wizyta w sądzie to dla mnie ogromny stres. Ta dzisiejsza jest już chyba 16.
23 lipca 2003 r. z ust ówczesnego prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego usłyszała: 'Do końca życia pani ten dzień zapamięta’. Prezydent się nie mylił. Do dziś Maria Machera nie może zapomnieć jego wizyty w Szpitalu Bielańskim i tego, co stało się później. Machera pracowała tam jako pielęgniarka, prezydent przyjechał odwiedzić koleżankę, która czekała na zabieg. Krzyczał, denerwował się, że personel placówki się leni. Maria Machera zwróciła mu uwagę. Niedługo potem dyrektor szpitala Ewa Żydowicz-Mucha namówiła ją na podpisanie wypowiedzenia 'za porozumieniem stron’. Jak później uznał warszawski sąd, posłużyła się 'groźbą bezprawną’, szantażując pielęgniarkę nieistniejącą notatką, która rzekomo dokumentowała jej naganne zachowanie.
W pierwszym procesie o 'uznanie stosunku pracy’ Maria Machera wygrała ze szpitalem, który ma jej wypłacić cztery zaległe pensje. Ale jest i drugi proces, który dopiero nabiera tempa. Chodzi o zadośćuczynienie za doznane przez pielęgniarkę krzywdy. Kobieta domaga się 5 tys. zł.
Wczoraj strony spotkały się po raz kolejny w warszawskim sądzie okręgowym. Mec. Andrzej Lipiak reprezentujący Marię Macherę podkreślał przed sądem, że on i jego klientka są ciągle otwarci na zawarcie ugody.
– Wykluczone – odparła mec. Małgorzata Mieszczyńska, pełnomocnik szpitala. – Już raz zawarliśmy ugodę z powódką, z której ona się wycofała. Wyrok sądu byłby lepszy.
Mec. Lipiak wczoraj rozszerzył pozew. Chciałby, żeby przed sądem odpowiadał nie tylko szpital jako instytucja, ale także personalnie jego dyrektor, czyli Ewa Żydowicz-Mucha. Wczoraj miała ona zresztą zeznawać jako świadek, ale nie stawiła się w sądzie, tłumacząc się wizytacją urzędników ze stołecznego ratusza w kierowanym przez siebie szpitalu.
Czy nadzorujący pracę Szpitala Bielańskiego ratusz nie powinien włączyć się do mediacji w ciągnącym się od ponad trzech lat sporze? – Myślę, że nie. Dyrekcja szpitala ma tutaj pełną samodzielność – mówi Elżbieta Wierzchowska, dyrektor biura polityki zdrowotnej w urzędzie miasta.
Piotr Machajski www.gazeta.pl
Zobacz również:
Jak prezydent Warszawy Lech Kaczyński przyczynił sie do zwolnienia pielęgniarki z pracy.