Pielęgniarki i lekarze zwykle spuszczali wzrok, chroniąc się za maską profesjonalizmu i pozornej obojętności.

4 min czytania
Akcja społeczna - UMIERAĆ PO LUDZKUAktualności

Jako żona lekarza i matka lekarza wyobrażała sobie być może, że choroby się jej nie imają. Nie pamiętam, by kiedykolwiek narzekała na zdrowie, czuła się gorzej, lub skarżyła się na bóle. Nigdy. Aż do września 2001 roku. Wtedy coraz częściej napomykać zaczęła o dolegliwościach w okolicy brzucha – bólach, ucisku, ogólnym osłabieniu. Bagatelizowała to jednak, nie spodziewając się najgorszego. A najgorsze nadeszło – od chwili pojawienia się pierwszych dolegliwości po dwóch miesiącach z całą rodziną w listopadowy dzień staliśmy na cmentarzu, oszołomieni, oniemiali z przerażenia i rozpaczy. Mama odeszła. Te dwa miesiące, to czas, który chciałabym wymazać z pamięci. Ale chcę też o nim pamiętać, bo były to ostatnie tygodnie, gdy mogłam cieszyć się obecnością Mamy.

Umierała w szpitalu Akademii Medycznej w Gdańsku. Cała rodzina mieszka w Elblągu – codziennie pielgrzymowaliśmy do Gdańska, chcąc choć przez chwilę posiedzieć z mamą, dowiedzieć się o jej zdrowie. Początkowo chodziło o zabieg operacyjny – tak mówili lekarze. Nie bardzo chcieli z nami rozmawiać. Pamiętam pocieszające frazesy, unikanie kontaktu wzrokowego, wymijające słowa. Mój ojciec – lekarz z długoletnim doświadczeniem, mój brat – lekarz ,bezskutecznie próbowali uzyskać informacje na tyle wiążące, by wiedzieć, co dalej. Byli rodziną chorej, byli też specjalistami, jednak informacje medyczne były dla nich niedostępne – uzyskiwaliśmy codziennie sprzeczne informacje, wahaliśmy się od radości, przez zwątpienie, do rozpaczy. Każdy dzień przynosił inne rokowania. Do końca nikt nie powiedział nam: "Proszę państwa, nie ma nadziei". Nikt nie przygotowywał też mamy na odejście, nikt nie chciał rozmawiać o tym, co może się zdarzyć.

Pamiętam dzień, gdy uparłam się, by uzyskać od lekarza prowadzącego jakąkolwiek wiadomość o tym, czego mogę się spodziewać. Lekarz traktował mamę jak dziecko – mimo, że całe życie była sprawną, inteligentną, błyskotliwą osobą. Pamiętam rozmowy typu: "Jak będzie pani grzeczna, dam pani cukierka" – widziałam pełne zdziwienia oczy Mamy, która nie pojmowała, czy jej stan fizyczny znajduje odzwierciedlenie w formie psychicznej? Zdziecinnieniu?

Pamiętam, gdy spytałam lekarza, niemal przytrzymując go za rękaw fartucha szpitalnego – co dalej? Unikając mego wzroku pokręcił tylko głową i poszedł.

Jestem psychologiem. Pamiętam, że gdy przyjeżdżałam do Mamy, spędzałam godziny na rozmowach z Nią – to było najtrudniejsze – ale też na rozmowach z innymi pacjentkami oddziału onkologicznego. Gdy tak przyjeżdżałam, skład osobowy sali często się zmieniał. Niektóre z pacjentek nigdy nie wróciły na salę, a innym pozostało się tylko domyślać, co się zdarzyło. Pamiętam, że często opowiadałam śmieszne anegdoty, dowcipy, opowiadałam o swojej małej córeczce i jej wybrykach, po to, żeby przez chwilę móc nie myśleć o tym, gdzie jesteśmy, spróbować zobaczyć to, co za murami szpitala. Na oddziale psychologa nie było – być może teraz jest, lecz nie wyobrażam sobie miejsca, gdzie bardziej niż tam byłby potrzebny – do dziś pamiętam strach, niepewność a czasami skrajne wyczerpanie widoczne w oczach pacjentów.

Potem było już gorzej. Mama straciła przytomność, odzyskiwała ją rzadko. Leżała na sali z trzema innymi pacjentkami, które były w lepszej kondycji. Pamiętam niedzielę, którą spędzałam przy łóżku Mamy, trzymając Ją za rękę i przykładając zimne kompresy do czoła. Obok w tym czasie inni przyjmowali wizyty, były głośne śmiechy, żarty. Mama odchodziła, a ja nie miałam nawet parawanu, żeby odgrodzić choćby Jej łóżko od innych i zyskać odrobinę intymności. W nocy nie mogliśmy być z Mamą – cena za nocną opiekę pielęgniarską 150 złotych. Płaciliśmy codziennie, by mieć choć odrobinę większą pewność, że Mama jest pod opieką.

Potem mama trafiła na salę, gdzie Jej życie podtrzymywane było przez aparaty. Leżała tam sama – nie wiem, czy nas słyszała, czy odbierała, co do Niej mówimy. Nikt inny już nic nie mówił – rola personelu ograniczała się do sprawdzania parametrów aparatury i regularnego kontrolowania stanu Chorej. Na nasz widok pielęgniarki i lekarze zwykle spuszczali wzrok, chroniąc się za maską profesjonalizmu i pozornej obojętności.

Pewnego wieczoru biegłam za Jej łóżkiem, gdy Mama była wieziona na badanie – łóżko podskakiwało na progach korytarzy, każdy ruch, szarpnięcie, powodował ból Chorej. Liczyło się jednak tylko to, by jak najszybciej dowieźć pacjenta i dopilnować sprawnego wykonania badania, nie zważając na jęki.

Umarła wcześnie nad ranem, nas przy tym nie było .Gdy po mamę przyjechaliśmy, zdarzyło się coś, co porusza mnie do dziś. Pani salowa – nie znam jej nazwiska, ale twarz pamiętam do dzisiaj – oddając nam rzeczy Mamy, w oczach miała łzy. Spojrzenia tej pani nie zapomnę, i jestem jej za nie wdzięczna – wspominam je jako jedyny ludzki, nie "profesjonalny" gest w czasie pobytu Mamy na oddziale. Wiem, że w pracy nie zawsze możemy manifestować odruchy "ludzkie" – nasze prywatne uczucia. Wiem, że często musimy chronić własną wrażliwość pod maską fachowości, profesjonalizmu. Ale ja, jako członek rodziny pacjenta, dotkliwie odczuwałam to, że droga mi osoba była jedynie kolejnym "trybikiem w maszynie", jaką był sprawnie zorganizowany oddział. Że liczyły się wyniki badań, poziom temperatury, nie liczył się w ogóle Człowiek – z jego uczuciami, strachem, niepewnością i zwykłą ludzką potrzebą informacji.

Mama do końca nie wiedziała, że odchodzi. My do końca nie wiedzieliśmy, co naprawdę może się zdarzyć. Ten okres dezorientacji, chronicznego szoku, zagubienia i lęku wspominam jako jeden z najcięższych w życiu. Pamiętam też słoneczny, ciepły, wrześniowy dzień. Siedziałam przy łóżku Mamy, w szpitalu. Była uśmiechnięta, odprężona. Powiedziała wtedy: "Wiesz, córeczko, teraz wiem, co jest najważniejsze w życiu. Najważniejsze żeby żyć każdą chwilą, cieszyć się nią w pełni."

Staram się o tym pamiętać.

EWA 

Tekst pochodzi ze strony internetowej akcji społecznej – UMIERAĆ PO LUDZKU  

 

Komentarze

Oceń artykuł

Średnia ocen: 5 / 5. Ilość głosów: 1

Bądź pierwszym, który oceni wpis

8544 artykułów

O autorze

Czynny zawodowo specjalista w dziedzinie pielęgniarstwa anestezjologicznego i intensywnej terapii. Były członek Okręgowej i Naczelnej Izby oraz delegat na Zjazd Krajowy samorządu zawodowego. Założyciel Ogólnopolskiego Portalu oraz Gazety Pielęgniarek i Położnych.
Artykuły
Zobacz także
AktualnościGazeta Pielęgniarek i Położnych

Pytania do związku pielęgniarek.

1 min czytania
Pani Ptok mówi do pielęgniarek – koleżanek. Na proteście przewodnicząca OZZPiP stwierdziła: „Kolejna grupa to moje koleżanki z grupy 6 i 5…
Aktualności

Pielęgniarki apelują do minister Leszczyny.

3 min czytania
Pielęgniarki po raz kolejny piszą do pani minister w przedmiotowej sprawie… Ref.: ZG/GW/01/12/24 Warszawa, 09.12.2024 r. Szanowna Pani Izabela Leszczyna Ministra Zdrowia…
AktualnościPielęgniarki Liceum Medyczne

Pielęgniarka: LM to przyjaźnie, które przetrwały do dziś.

1 min czytania
Wspomnienia pielęgniarek z czasów LM Zapytaliśmy pielęgniarki z jakimi wspomnieniami kojarzy im się Liceum Medyczne. Oto kilka wybranych komentarzy. Dołącz do grupy…
Komentarze