Pielęgniarki o pielęgniarstwie z dawnych lat…
Poniżej publikujemy kilka komentarzy pielęgniarek i położnych, które przedstawiają realia wykonywania zawodu w końcówce XX wieku.
Pamiętam te igły, tępe, z zadziorami. Zapychały się penicyliną bo ponad trzydzieści parę lat temu to był antybiotyk pierwszego rzutu. Trzeba było przepłukiwać, myć, suszyć i pakować w dwa papiery do sterylizacji do autoklawu ale zasada była taka jak dziś jedna igła do rozpuszczenia, jedna do podania, jedna dla jednego pacjenta chyba że zapchała się w trakcie podawania i trzeba było zmienić i ponownie kłuć pacjenta. Brrr jak sobie przypomnę.
Też niechętnie to wspominam. Pracowałam na psychiatrii i takimi i igłami podawałam np. 15 ml Fenactilu. Pośladki były takie gorące, nacieczone. Żeby ulżyć pacjentom zakładałyśmy kompresy ze spirytusu. Trudne czasy.
Najgorsze to gotowanie cewników i hegarów!
Kroplówki, iniekcje dożylne bez venflonów czyli kłucie kilka razy dziennie tępymi wielorazówkami.
To dla mnie nic nowego. Zaczynałam pracę jako położna w 1974 r to był wtedy standard, wszystko wielorazowe. Tak się pracowało i tyle w temacie. Fajnie, że teraz następne pokolenie ma lepsze warunki i udogodnienia do wykonywania pracy. Na szczęście.
Tak samo ja, bez igieł i strzykawek jednorazowych bez wenflonów.
Kto nie wykonywał infekcji taką igłą nigdy tego nie zrozumie. Nie było wenflonów cudownie było gdy pojawiły się igły jednorazowe i były wydzielane przez oddziałowa i miały służyć tylko to wykonywania wkłuć dożylnych i podłączania kroplówek.
Owszem jako oddziałowa otrzymywałam wg. rozdzielnika np. 100 szt. igieł jednorazowych i trzeba było dzielić…
Zachowano oryginalne brzmienie komentarzy.
źródło: Facebook pielegniarki.info.pl
Zdjęcie: Strzykawka metalowo-szklana Record z zestawem igieł, z 1965
https://pl.wikipedia.org/wiki/Strzykawka?fbclid=IwAR1h1q3CsJpduva_wWFw2PoDCwEWFetp8WyPF8nROHfokQq1G3EOh7aJg6Q