Pielęgniarka wspomina początki pracy w zawodzie
Pamiętam, jak dziś moje pierwsze święta w pracy. W pośpiechu zjedzona kolacja wigilijna u rodziców. U teściów już się nie zmieściło. Półroczny stan małżeński i początek ciąży, minę mojego męża, który tak bardzo liczył na to, że spędzimy je razem w nowiutkim mieszkaniu i…nici z planów. W kolejnych latach było tak, jak w większości przypadków. No i znów święta na dyżurze. Tak było. Potem już się rodzina przyzwyczaiła.
Po 25 latach pracy w Polsce pognało mnie za granice, brak środków na życie (mąż ze świadczeniem inwalidzkim, dzieci na studiach). Nauka języka, nostryfikacja dokumentów, przyzwyczajanie się do nowych warunków, co prawda w swoim zawodzie i o tyle lepiej bo to już znałam. Do kraju na święta, co kilka lat. Mąż nie zaaklimatyzował się w innym kraju, inna kultura, język. 16 lat rozdzielona z rodzina, na święta brałam dyżury na oddziale, aby ci, którzy mają rodziny, mogli z nich skorzystać i aby nie płakać z tęsknoty za rodzina i domem.
Dziś jestem szczęśliwą emerytką, stać mnie na więcej w różnych dziedzinach, ale młodych, straconych lat nic nie zrekompensuje. Nie znaczy to, że żałuje mojego czasu spędzonego w pracy niosąc pomoc tym, którzy jej potrzebowali, nie! Żałuję tylko, że nasze państwo nie zadbało o to, aby wówczas pielęgniarki mogły godnie zarabiać na utrzymanie! Ze byłam zmuszona wyjeżdżać do obcego, odległego o tysiące km kraju! Wszystkie moje koleżanki po fachu musza nadal liczyć każdy grosz, bo polskie emerytury to wstyd i rozbój, żeby nie były rewaloryzowane do obecnych standardów. Czy my, starsze pokolenie pracowałyśmy gorzej, mniej, na lepszych warunkach? Niech władza się zastanowi nad tym. Mamy takie same prawo do godnego życia!
Tyle tych wykrzykników, ale czyż nie mam racji?
Pozdrawiam wszystkie koleżanki, te emerytowane i te pracujące na świątecznych dyżurach.
Zdrowych, wesołych Swat
źródło: pielegniarki.info.pl