Sąd: "Pielęgniarka otwarcie przyznała, że jej działanie stanowiło szantaż w stosunku do pielęgniarki oddziałowej"
Z uzasadnienia (fragment) wyroku Sądu Okręgowego:
Zobacz część pierwszą sprawy w artykule pt.: Sąd: "pielęgniarki przystąpiły do losowania sal z chorymi". Pielęgniarka odmówiła przyjęcia dyżuru.
Zobacz część drugą sprawy w artykule pt.: Pielęgniarka odmówiła przyjęcia dyżuru. W jaki sposób dyrekcja ukarała pielęgniarkę? Najpierw przeniesienie na inny oddział, potem zwolnienie.
Część trzecia:
Przy rekonstrukcji przebiegu dyżuru dziennego z dnia 10 lutego Sąd Rejonowy oparł się wyłącznie na zeznaniach świadków, którzy tego dnia przebywali na oddziale oraz częściowo na relacji powódki. Sąd I instancji uznał, że zeznania B. S. nie mogły stanowić podstawy do ustalenia tej okoliczności, ponieważ świadek całą wiedzę o zdarzeniu czerpała z notatki służbowej i relacji M. K..
Sąd Rejonowy nie dał wiary relacji świadka E. J. w części, w jakie twierdziła, że powódka interweniowała w imieniu wszystkich pielęgniarek poddziału. Żaden z pozostałych świadków nie potwierdził tej okoliczności, a nawet sama powódka zeznała, że traktowała wylosowanie sali nr 4 jako swój problem, który chciała samodzielnie rozwiązać. Z zeznań D. W. i I. P. wynika natomiast, że przed losowaniem pielęgniarki komentowały wprawdzie otworzenie trzeciej sali, lecz była to luźna rozmowa, nie mająca na celu zachęcenia powódki do podjęcia działań w imieniu całej grupy. O małej wiarygodności wersji świadka, według Sądu I instancji, świadczy również fakt, że pozostałe pielęgniarki nie przystały na jej propozycję solidarnego nieprzyjęcia dyżuru, jak również postawa D. W., gotowej zamienić się z powódką na salę.
W ocenie Sądu zeznania powódki co do przebiegu dyżuru w dniu 10 lutego są wiarygodne w przeważającym zakresie, gdyż korespondują z relacjami pozostałych świadków. Powódka otwarcie przyznała, że jej działanie stanowiło szantaż w stosunku do P. Oddziałowej. Sąd Rejonowy nie dał jednak wiary relacji powódki w części, w jakiej podała, że od początku miała zamiar wyjść na salę nr 4 i zająć się pacjentami nawet bez uzyskania zapewniania przełożonej, że otrzyma wsparcie. Z zeznań M. K. wynika, że podwładna postawiła jej ultimatum i do momentu przyjazdu do szpitala nie wiedziała, czy powódka zrealizowała swoje ostrzeżenia i nadal przebywa w jadalni. Powódka nie uzewnętrzniła swojego zamiaru podjęcia dyżuru wobec pozostałych koleżanek, które jako pierwsze wyszły na wylosowane sale. Twierdzeniom powódki, w ocenie Sądu I instancji, przeczy również jej zachowanie polegające na odrzuceniu propozycji D. W. na zamianę sal. Sama powódka przyznała, że weszła na salę nr 4 dopiero po drugiej rozmowie telefonicznej z M. K., gdy ta powiedziała, że przyjedzie do szpitala. Do chwili uzyskania satysfakcjonującej odpowiedzi powódka nie przejawiała żadnego zamiaru podjęcia opieki nad pacjentami na sali nr 4, co wynika z samego faktu, że powódka na ową salę weszła tylko raz przed godziną 7, aby zorientować się w liczbie zajętych łóżek.
Sąd nie dał wiary zeznaniom powódki w części, w jakiej podała, dlaczego nie chciała zamienić się na salę z D. W.. Z relacji pozostałych świadków wynika, iż przydział sal w drodze losowania nie miał charakteru ostatecznego i zdarzały się częste zamiany między pielęgniarkami. Sytuacje te, wbrew twierdzeniom powódki, nie prowadziły do żadnych konfliktów. Sama J. S. podniosła, że miała bardzo dobre relacje z D. W. i E. J.. Przyjmując propozycję koleżanki, nie doprowadziłaby do żadnych niesnasek czy niezadowolenia, gdyż pracowałaby z dwoma pielęgniarkami, które znała od przeszło 30 lat.
Sąd I instancji ustalił okoliczności związane z liczbą i stanem zdrowia pacjentów na sali nr 4 w oparciu o załączony raport pielęgniarski. Świadkowie wprawdzie w zbliżony sposób opisywali stan, w jakim znajdowały się osoby na tejże sali, jednakże z uwagi na znaczny upływ czasu, ich relacja była dość oszczędna. Przebieg spotkania powódki z dyrekcją w dniu 13 lutego ustalono w oparciu o zeznania B. S., M. K. oraz dowód z przesłuchania stron, przy czym relacja powódki znalazła potwierdzenie jedynie w części. Nie ulega wątpliwości, że spotkanie to miało burzliwy przebieg i zarówno powódka jak i dyrektor szpitala mówiły podniesionym głosem. Twierdzenia powódki, że M. D. oświadczyła, iż nic jej nie obchodzi, co powódka będzie robiła po upływie 3 miesięcy pracy na nowym oddziale i dla niej może sprzedawać kwiatki na rynku, Sąd I instancji uznał za gołosłowne. Żaden z naocznych świadków zdarzenia nie potwierdził, że ze strony dyrektor padły takie obraźliwe słowa. Co więcej, B. S. wskazała na powódkę jako na stronę bardziej zdenerwowaną, która nie panowała nad swoimi emocjami i słowami.
(…)
Przenosząc powyższe rozważania na grunt niniejszej sprawy Sąd Rejonowy stwierdził, iż uwzględnienia żądania powódki przywrócenia jej do pracy byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Zachowanie powódki w dniu 10 lutego stanowiło bowiem przejaw jej nagannej postawy wobec przełożonych i obowiązków zawodowych. Nie ulega wątpliwości, że odmowa podjęcia dyżuru na sali nr 4 wywołała znaczną dezorganizację pracy na pododdziale i konieczność zaangażowania dodatkowych pracowników, którzy nie mogli opuścić miejsca pracy zgodnie z ustalonym harmonogramem (M. A.) lub zostali wezwani do pracy w dniu, w którym nie mieli obowiązku jej świadczenia (A. G.). Wskutek działań powódki również P. Oddziałowa musiała przyjechać do pracy, aby rozwiązać pasywną sytuację i samej zweryfikować prawidłowość ocen powódki co do stanu zdrowia pacjentów. Sąd podkreślił, że do momentu przyjazdu do szpitala (…) usłyszała dwie sprzeczne wersje pochodzące od powódki i lekarza dyżurującego odnośnie tego, czy stan pacjentów jest ciężki czy też nie. P. Oddziałowa jechała do szpitalu w przeświadczeniu, że jedna z wypełnionych sal pozostaje bez opieki pielęgniarskiej, gdyż powódka zagroziła, że do czasu otrzymania wsparcia, pozostanie w jadalni. J. S. w żaden sposób nie poinformowała przełożonej o zmianie swej decyzji i rozpoczęciu dyżuru zaraz po rozmowie z nią, ani o zorganizowaniu tymczasowej pomocy M. A.. Sama powódka uczciwie przyznała przed Sądem, że jej zachowanie stanowiło szantaż wobec przełożonej. Powódka zdaje się natomiast nie dostrzegać, jakie perturbacje dla pododdziału wywołać mogło jej zachowanie. J. S. stoi bowiem na stanowisku, iż kierowała się wyłącznie dobrem pacjentów i troską o zapewnienie im jak najlepszej opieki pielęgniarskiej. Sąd nie neguje szczerości owych pobudek, jednakże obrana przez powódkę forma działania nie może zyskać aprobaty. W interesie pacjentów leży bowiem nie tylko to, aby personel sprawujący nad nimi opiekę był dostosowany liczbowo do ich potrzeb, lecz również to, że pielęgniarki wykonywały swoje obowiązki z odpowiednim nastawieniem psychicznym i siłami do sprawowania dyżuru. W niniejszej sprawie na skutek swego rodzaju buntu powódki, na sali nr 4 dyżur dzienny pełniły kolejno: M. A., która dopiero co zakończyła dwunastogodzinny dyżur nocny, M. K. zdenerwowana i zdezorientowana cała sytuacją oraz A. G., dla której był to, zgodnie z grafikiem, dzień wolny od pracy. Zaangażowanie dodatkowych pielęgniarek, które nie miały obowiązku stawić się tego dnia do pracy z pewnością stanowiło dezorganizację pracy wskazaną przez pozwanego w treści wypowiedzenia.
W ocenie Sądu powódka świadomie zignorowała najprostsze i bezkonfliktowe rozwiązanie kłopotliwej dla wszystkich sytuacji tj. zamianę sal z D. W., która z własnej inicjatywy zaproponowała, że rozpocznie dyżur na sali nr 4. Powódka miałaby natomiast pracować na sali pięcioosobowej, ale razem z E. J., z którą łączyły ją bardzo dobre relacje. Tłumaczenia powódki, że wynik losowania jest niepodważalny są całkowicie gołosłowne. Z zeznań świadków wynika bowiem, że często dochodziło do zamian wylosowanych sal i to z całkiem błahych powodów np. gdy dwie koleżanki chciały pracować na jednej sali. Zamiana sal w sytuacji, gdy jedna z pielęgniarek oświadcza, iż nie czuje się na siłach pełnić dyżur i zamiast na sali przebywać będzie w jadalni byłaby decyzją uzasadnioną okolicznościami i nie wzbudziłby żadnych konfliktów, a wręcz przeciwnie – uspokoiłaby napiętą atmosferę. Powódka wolała jednak samodzielnie rozwiązać „swój problem”, posuwając się, co sama przyznała, do szantażu przełożonej. W tym miejscu podkreślić należy brak konsekwencji w zachowaniu powódki, która konieczność sprowadzenia drugiej pielęgniarki opisywała jako rzecz naturalną, gdyż grafik pracy nie ma charakteru bezwzględnie obowiązującego i dopuszczalne jest wprowadzenie w nim zmian, a z drugiej strony uznawała wynik porannego losowania sal za swego rodzaju świętość, która nie podlega żadnym modyfikacjom. W ocenie Sądu I instancji nie sposób było przyjąć, iż odmowa zamiany sal z D. W. nie może rzutować negatywnie na ocenę postawy powódki w dniu 10 lutego. Powódka świadomie zrezygnowała z opcji bezkonfliktowego i szybkiego rozwiązania problemu, obrała natomiast postawę roszczeniową wobec pracodawcy, zmuszając przełożoną do zaangażowania dodatkowego personelu, co wywołało dezorganizację procesu pracy. Zdaniem Sądu Rejonowego pracownik przejawiający taką postawę nie może domagać się ochrony prawnej.
Pielęgniarka od wyroku Sądu Rejonowego odwołała się do Sądu Okręgowego… Jakie ten Sąd zajął stanowisko? O tym w części czwartej…
Ciąg dalszy nastąpi…
Wybrał: Mariusz Mielcarek
Zobacz także: