Pielęgniarski punkt widzenia
Ile pielęgniarek tyle historii pójścia w ten zawód. I żadna nie jest ani lepsza, ani gorsza. Każda jest ważna i każda jest piękna, bo nasza własna. Większość z nas zaczynała swoje kształcenie w LM lub SM i wszystkie czułyśmy się równe, z podziwem i szacunkiem patrzyłyśmy na starsze koleżanki, które nas wprowadzały w arkana pielęgniarskiej wiedzy bazując na swojej wiedzy zdobytej przez lata praktyki przy łóżku pacjenta oraz przez wiele sytuacji, w których się znalazły. Cieszyły się, również kiedy my, młodsze wtedy, dzieliliśmy się najnowszą wiedzą teoretyczną. I to było piękne. Wieloletnie doświadczenie praktyki, połączone z nowinkami teoretycznymi, aby najlepiej służyło opiece nad pacjentem. Uwielbiałam przychodzić do pracy. Spotykać się poza pracą z koleżankami z oddziału. Nawet w trakcie urlopu dzwoniło się na oddział z pytaniem, co słychać?
Pielęgniarska rzeczywistość
I nagle okazało się, że na wszystko co robiłyśmy przez wiele lat potrzebujemy certyfikatu. Zapłaciłyśmy grubą kasę za potwierdzenie na piśmie swoich kwalifikacji. A później to już zaczęłyśmy wyścigi, która tych papierków będzie miała więcej, co spowodowało, że zaczęłyśmy się oceniać, krytykować i dzielić. Dla pacjenta stałyśmy się coraz mniej empatyczne, ale dla siebie również. Wpadłyśmy w machinę konsumpcjonizmu, pracując coraz więcej, stałyśmy się robotami wykonując wszystko mechanicznie. Nagle nasze uszy zaczęły cierpieć kiedy pacjent zwrócił się do nas ,,siostro”. Serio, to jest taka ujma dla nas? Teraz jest nas jest coraz mniej, a wręcz grozi nam, że za parę lat, nami już nie będzie miał się kto opiekować.
Temat do przemyślenia…
Pozdrowionka drogie koleżanki i koledzy.
źródło: pielegniarki.info.pl