Pielęgniarka: 2 dni wcześniej zakładałam wkłucie pacjentowi, okazało się, że jest zarażony koronawirusem
Zobacz także: Pielęgniarki – 5 tys. za zakażenie. 100 tys. za śmierć.
Dzień dobry, piszę do państwa, aby przedstawić w skrócie jak w praktyce wygląda "priorytet" do testów dla pielęgniarek i praca sanepidu…
Zacznijmy od tego, że pracuję w przychodni. W czwartek dostałam telefony od szefostwa i sanepidu, że pacjent, u którego 2 dni wcześniej zakładałam wkłucie jest zarażony koronawirusem. Pani z sanepidu w czasie rozmowy ciągle rozmawiała z kimś innym i kazała tylko czekać i się nie rozłączać, "bo ona coś jeszcze musi…", w międzyczasie poinformowała o teście, który ma być wykonany we wtorek. Na kwarantannie nikt mnie nie sprawdzał, nie było mnie w rejestrze telefonów w aplikacji, nie dostałam pocztą żadnej decyzji, ani informacji że decyzja została przygotowana… Zasiało to trochę niepokoju, w poniedziałek zadzwoniłam do sanepidu. Pani, która odebrała stwierdziła, że ona nie ma możliwości sprawdzić czy jestem na liście osób poddanych kwarantannie, ale obiecała, że postara się ustalić i oddzwoni. Nie oddzwoniła, więc we wtorek zadzwoniłam ponownie. Odebrał ktoś inny, kto obiecał to samo – że ustali i oddzwoni. Pani oddzwoniła, poinformowała, że nie ma mnie ani na liście osób poddanych kwarantannie, ani tym bardziej na liście osób, które będą miały wykonany test. Zatem co teraz? "Najprawdopodobniej test się nie odbędzie, ma pani jakieś objawy? Skąd pani wie, że miała pani kontakt z osobą zarażoną?". Temperatura 37,4, ale pani z sanepidu przez telefon stwierdziła, że to pewnie od stresu, w końcu ona wie najlepiej, mimo że wcześniej na każde pytanie odpowiadała: "ona nie wie, to nie ze mną pani rozmawiała". Kiedy pani z sanepidu udało się załapać, że jednak miałam ten kontakt z pacjentem – ustali i oddzwoni… Zadzwoniła moja przełożona. Pani doktor w podobnej sytuacji też już dzwoniła, w swojej i mojej sprawie, że testy będziemy mieć jutro. Z sanepidu nie dostałam żadnej informacji w dalszym ciągu. Dzwonię na infolinię, odsyłają do sanepidu.. ale skoro powiatowy nie umie pomóc, to może wojewódzka stacja. Po jakimś czasie telefon, z powiatowej izby, pani z pretensjami w głosie, że przecież jestem oczywiście na liście, tylko zostałam przesunięta na środę, bo nie mam objawów, a oni o tym nie informują. "Czegoś jeszcze pani nie rozumie?". Nie ważne, że ostatnia informacja jaką dostałam od sanepidu, to taka, że nie ma mnie ani na kwarantannie, ani tym bardziej na testy.
Około 20 jeszcze jeden telefon, pan z sanepidu zadzwonił poinformować, że przygotowana jest dla mnie decyzja o czasie trwania kwarantanny, czy może potrzebuję jakichś zakupów. Informuję pana, że już od czwartku przecież jestem na kwarantannie i jakoś sobie poradziłam. Pan zdziwiony, bo on zlecenie takie dostał "dopiero dzisiaj". Wielkie dzięki. Mogłabym przechodzić 2 tygodnie bez niczego i wrócić normalnie do pracy, bez względu na konsekwencje. Nie wierzyłam, że od środka to może wyglądać aż tak beznadziejnie. Nie sądziłam, że tak ważne rzeczy leżą praktycznie w rękach osób tak niekompetentnych. Chciało mi się płakać z bezradności. Cyrk na kółkach, i jak widać małp też nie brakuje. Państwo jest przygotowane na pandemię? Z taką pomocą raczej zmierzamy ku autodestrukcji…
Chciałam się tym tylko anonimowo z Państwem podzielić, przepraszam za zabranie czasu osobie która być może to przeczyta, ale jest mi trochę lżej jak mogłam to z siebie wyrzucić. Pozdrawiam serdecznie całą pielęgniarską społeczność.
Dane autora do wiadomości redakcji.
Czekamy na Wasze wiadomości. Informujcie nas o bieżącej sytuacji w Waszych zakładach pracy. Kontakt: [email protected]
Zobacz także: Pielęgniarki piszą jak jest
Zobacz także:
Dodatki dla pielęgniarek w szpitalach jednoimiennych.
Pielęgniarki a pandemia: "przedziwne" dysproporcje w zarobkach.
Pielęgniarki – MZ komunikat nr 2 – kwestia miejsc pracy.