……………………………………………….
Wiemy już, na jakie leki pielęgniarka będzie mogła wypisać receptę, bowiem pojawił się projekt Rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 26 maja 2014 roku w sprawie wykazu substancji czynnych zawartych w lekach, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego, wykazu wyrobów medycznych i wykazu badań diagnostycznych.
1. Uważam, że tak jak jest napisane w projekcie, pielęgniarka powinna móc podać bez zlecenia lekarza, a także doradzić i zaordynować pacjentowi każdy lek dostępny bez recepty, a więc z kategorii OTC. I sama ta kwestia w projekcie mi się bardzo podoba. Takie prawo pielęgniarki powinny mieć już dawno. Bowiem do tej pory pacjent mógł sobie sam kupić takie leki w aptece, a nawet w kiosku czy supermarkecie, a pielęgniarka nie mogła bez zlecenia lekarza mu go podać, mimo że ma większą wiedzę w tym zakresie od pacjenta. Śmieszne jest to, że obecnie pielęgniarka bez zlecenia lekarza nie może podać pacjentowi Nurofenu, a pani sprzedawczyni ze sklepu spożywczego, bez jakiegokolwiek wykształcenia medycznego, może mu go sprzedać.
Uważam zatem, że takie prawo powinna mieć każda pielęgniarka, a nie tylko ta z tytułem magistra, która oprócz tego ukończy jeszcze kurs specjalistyczny, jak to jest napisane w projekcie (zgodnie z art. 15a. ust. 1. ustawy z dnia 15 lipca 2011 r. o zawodach pielęgniarki i położnej). Przecież, wspomniana wcześniej, sprzedawczyni w kiosku nie kończy takiego kursu. Owszem, jestem za różnicowaniem obowiązków wynikających z wykształcenia, ale farmakologii uczyła się każda pielęgniarka, niezależnie od tego, jaką szkołę skończyła, więc to prawo powinno przysługiwać każdej/każdemu z nas.
2. Co do drugiej części, a więc wyszczególnionych leków z kategorii Rp jestem na NIE. Dlaczego?
Bo mogłabym wystawić receptę tylko na część leków. Dla przykładu – z przeciwbólowych – na Tramal. A dlaczego nie na Ketonal? Z doświadczenia wiem, że Ketonal jest przez pacjentów dużo lepiej tolerowany niż Tramal, po którym niejednokrotnie pacjenci mdleją, mają nudności i wymiotują. I choć byłabym przekonana o tym, że lepiej danemu pacjentowi zrobiłby Ketonal (choć ten też ma swoje skutki uboczne), to musiałabym zgodnie z rozporządzeniem wypisać receptę na Tramal. Albo skierować pacjenta do lekarza. Hmm… to w końcu ja leczę tego pacjenta, czy nie? Tak samo jest z lekami przeciwwymiotnymi: mogę wypisać receptę na Ondansetron i Torecan, ale na Metoclopramid już nie. A może ja uważam, ze Metoclopramid byłby lepszy? I analogicznie, leki anksjolityczne – dlaczego tylko Hydroxyzyna? Zaobserwowałam, że nasennie o wiele lepiej działa Nitrazepam. Ale nie mogę go przepisać, więc zlecę, moim zdaniem, mniej skuteczną, Hydroxyzynę…
Cóż, nie będę mogła wypisać recepty na leki, które wiem, że w danym przypadku, byłyby lepsze od tych, na które receptę wypisać będę mogła, bo rozporządzenie mi na to nie pozwoli. Wypiszę więc na to, na co będę mogła, ale… takie ograniczenie spowoduje zatem spadek jakości leczenia, bo spada tu możliwość wyboru leku, który można zaordynować. Na każdego, oczywiście, lepiej działa co innego, dlatego jeżeli mam już leczyć, to chcę móc to robić najlepiej jak potrafię, a nie tylko na „pół gwizdka”, chcę móc dysponować wszystkim, co w tym zakresie jest dostępne na rynku, aby jak najlepiej leczyć swojego pacjenta.
Pamiętajcie, że dobra jakość usługi zdrowotnej to nie tylko wystawienie recepty na lek, ale leczenie „uszyte na miarę potrzeb klienta.” Najpierw więc trzeba poznać gruntownie te potrzeby i dopasować odpowiedni lek w najbardziej dogodnej dla pacjenta postaci.
Ale… jeżeli mogłabym wystawiać recepty na wszystkie dostępne leki – stałabym się po prostu lekarzem, a nie pielęgniarką. To znaczy, pielęgniarką, która robi też i za lekarza, a więc wyręcza w pracy inną grupę zawodową za niższe wynagrodzenie.
Poza tym, dziwi mnie fakt, że pielęgniarka będzie mogła wystawić receptę na antybiotyki. Po pierwsze, pielęgniarka nie jest diagnostą. A żeby leczyć antybiotykiem, trzeba postawić diagnozę lekarską, rozpoznać, np. anginę, zapalenie ucha środkowego, zapalenie oskrzeli, zapalenie płuc. Nie wiem, jak Wy, ale ja przyznaję otwarcie i szczerze, że ja tego zrobić nie potrafię. I wcale nie traktuję tego jako ujmę w moich kompetencjach, bo jako pielęgniarka nie byłam tego uczona na studiach. Materiał przekazany mi na zajęciach z badań fizykalnych z pewnością nie był wystarczający, bym potrafiła skutecznie diagnozować choroby. To są kompetencje lekarza, a nie pielęgniarki.
Po drugie, cały ten projekt Ministra miał przecież na celu zmniejszenie kolejek do specjalistów, a leczeniem antybiotykami w dużej mierze zajmują się przecież lekarze rodzinni… Hmmm… Więc, w końcu kogo mamy w tej pracy odciążyć? (Tak, na marginesie, uważam, że jedna grupa zawodowa nie powinna odciążać w pracy innej grupy zawodowej. Powinno się dążyć do efektywnego gospodarowania czasem we własnej grupie zawodowej).
No i kolejna kwestia. Czy pielęgniarka z magistrem, bez specjalizacji z danego zakresu, po krótkim kursie specjalistycznym, będzie miała odpowiednią wiedzę, by zastąpić w jego działaniach lekarza specjalistę, który najpierw ukończył medycynę, a później specjalizację z danego obszaru? Oj, przepraszam, nawet różnych specjalistów! (W końcu taki jest cel planowanych zmian). No, z tego wychodzi, że my pielęgniarki to jakieś geniusze jesteśmy, skoro potrafimy zastąpić każdego lekarza 😉 Prawda jest taka, że nawet geniusz nie jest alfą i omegą i nie wie wszystkiego. Kardiolog nie leczy żołądka, a gastrolog serca. I właśnie dlatego, ze nie robi on wszystkiego jest najlepszy – w swoim fachu. A pielęgniarka nie jest lekarzem, a tym bardziej lekarzem wielu specjalności.
Jakie zatem rozwiązanie, osobiście, uważam za korzystne? Niech pielęgniarka stanie się doradcą pacjenta w sprawie leków OTC, niech jeździ na konferencje i szkolenia organizowane przez firmy farmaceutyczne (a więc bezpłatne, a nie płatne kursy specjalistyczne pozwalające nam wypisać tylko wybrane leki na receptę, a więc ograniczające naszą wolność decyzji), niech prowadzi badania naukowe i szkolenia pacjentów dotyczące skuteczności leków OTC. Leki te są dostępne na rynku w różnej formie: są tańsze zamienniki, są leki w lepszej lub gorszej do połknięcia tabletce czy kapsułce, w kropelkach, w kapsułkach typu twist-off, w saszetkach do rozpuszczania, w czopkach, w większej bądź mniejszej dawce, lepiej bądź gorzej wchłaniające się, powodujące zatem mniej lub więcej negatywnych skutków ubocznych. Niech pielęgniarka zna te wszystkie leki i niech pomoże dobrać dla pacjenta lek w najbardziej dogodnej dla niego formie. Niech będzie w tym zakresie najlepsza, jak potrafi. Pozwoli to spełniać się pielęgniarce w funkcji badawczej, edukacyjnej i promocji zdrowia. A jeżeli zaistnieje potrzeba wypisania leku na receptę, niech pielęgniarka po prostu skieruje pacjenta do lekarza, który dysponuje całym wachlarzem leków, które może przepisać pacjentowi i niech lekarz wybierze ten najwłaściwszy i najdogodniejszy lek dla danego pacjenta.
Takie jest moje zdanie. A Ty, co o tym sądzisz?
.
Autorką powyższego artykułu, który został opublikowany w dniu 3 lipca 2014 roku jest Pani Monika Kuliga prowadząca blog http://biznurse.pl/
.
Zobacz także:
Aktualności według działów – Zapowiedź ministra zdrowia: pielęgniarki wypiszą recepty PRAWIE 900 KOMENTARZY!!!
.