Strajk blisko 600 pielęgniarek i położnych ze Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu trwa od ubiegłego piątku. Wtedy większość z nich pojawiła się w pracy w czarnych koszulkach, a kilka rozpoczęło strajk głodowy. W piątek odbyły się pierwsze rozmowy strajkującego personelu z dyrekcją szpitala, niestety nie przyniosły żadnych rezultatów. Kolejne odbyły się w poniedziałek i wtorek.
– Dyrektor szpitala przedstawił nam jakieś propozycje, ale były dla nas nie do przyjęcia. Przekazałyśmy mu swoje żądania i czekamy na jego odpowiedź – wyjaśnia Ewa Rygiel, szefowa Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w przemyskim szpitalu.
Pielęgniarki zdecydowały się na strajk, choć szpital dostanie pieniądze na podwyżki dopiero w czwartym kwartale. Bały się, że ich płace wzrosną o parę groszy. – W ustawie jest zapis, że można podnieść płace nawet o 40 proc. My domagamy się takich podwyżek. Nasze płace nie wzrosły od 2000 roku, od czasu strajków pielęgniarskich – dodaje Rygiel.
Przyznała, że oczekiwania pielęgniarek nie zyskały przychylności innych grup zawodowych w szpitalu. – Ale to my i lekarze wypracowujemy kontrakt z NFZ. Jeśli pielęgniarki odejdą od łóżek, to kto będzie obsługiwał pacjentów? – pyta Ewa Rygiel .
Dyrektor szpitala mówi, że zaproponował pielęgniarkom różne kwoty podwyżek dla różnych grup zaszeregowania. – Dopóki nie skończymy negocjacji, nie mogę podać, jakie to są kwoty. Cały czas rozmawiamy. Chciałbym zakończyć te negocjacje jeszcze dziś, ale nie wiem, czy to się uda – powiedział we wtorek po południu Andrzej Wojdyła, dyrektor szpitala.
Pielęgniarki, choć strajkują, nie odeszły od łóżek pacjentów